Dzisiejszy dzień po wysłuchaniu dwóch znanych polityków wręcz nakazuje napisać kilka słów. Tyczy się to dwóch Panów – Marka Siwca i na prawo od niego Marka Migalskiego.
Najpierw kilka słów o tym pierwszym. Na początek cytat z dzisiejszego programu radiowego Moniki Olejnik:
Monika Olejnik: "To nie Radio Wolna Europa, proszę nie zagłuszać"
Mariusz Błaszczak: "Od zagłuszania to był pan Siwiec"
Marek Siwiec: "Moja cierpliwość też ma swoje granice, więc jej pan nie przekracza, dobrze? Więc proszę pana, żeby mi pan nie przeszkadzał, rozumie pan? Jest pan wykształconym młodym człowiekiem, więc niech się pan nie zachowuje jak cham."
Marek Siwiec: "to, że pani Kaczyńska próbuje umiejętnie się w tym znaleźć, choć czasem to budzi moje zdziwienie, ponieważ w roku śmierci rodziców są ludzie, którzy częściej jeżdżą na grób niż ona"
Mariusz Błaszczak: " To jest właśnie chamstwo, to, co pan mówi, to jest właśnie chamstwo"
Na szczególną uwagę zasługuje tekst, który jest pogrubiony. Sprawa pierwsza o jakiej granicy mówi człowiek, który przez ponad 13 lat był członkiem PZPR, ruskim sługasem, który za czerwoną legitymację świadomie działał w czymś, co działało przez wiele lat na szkodę Polski? Rozumiem, że prawda zabolała, nie rozumiem tylko dlaczego Mariusz Błaszczak nie sprowadził w tej sytuacji do parteru agresywnego postkomucha. Tak już wychodząc poza temat Marka Siwca zawsze mnie rozbawiało a zarazem dziwiło, dlaczego jak ktoś w publicznej debacie wypominał komunistom ich poddaństwo, od razu się oburzali jakby co najmniej ktoś chciał wywlekać publicznie ich głęboko zakorzenione rodzinne brudy. Rozumiem, że serce zawsze bije w stronę Moskwy, ale od stosunków rodzinnych do politycznych jest chyba jeszcze stosunkowo daleko. Chociaż kto ich tam wie.
Druga sprawa to bezczelne słowa o Marcie Kaczyńskiej i wizytach na Wawelu. Po pierwsze towarzyszu Siwiec, czy stał Pan na Wawelu i liczył wizyty córki przy grobie? Poza tym osoba, która w sposób ohydny parodiowała Śp. Ojca Świętego nie powinna w tak drażliwych kwestiach najlepiej w ogóle się nie odzywać. Tak więc mój apel. Towarzyszu zamilczcie.
Kolejnym anty-bohaterem dnia jest Marek Migalski. Osoba, która mimo kolejnych idiotycznych teksów i wystąpień budzi we mnie pewien szacunek. Ale przejdźmy do rzeczy. Cytat z dzisiejszego wpisu w Salonie 24 Marka Migalskiego:
Marek Migalski: Wklejony przez jakiegoś „murzyna” tekst (czuję tu rączkę Czarneckiego lub Hoffmana – podobno ostatnich już intelektualistów, którzy pozostali przy prezesie) tak zachwycił jego wyborców, że już od dziś będą mogli krzyczeć na wszystkich, którzy nie podzielają ich zachwytu nad prezesem, że chyba już teraz widać jak nowoczesnym i coolerskim kolesiem jest pan Jarosław.
Rozumiem, że użycie słowa murzyn miało być żartem. Jest to niestety bardzo słaby, rasistowski żart. Mam nadzieję, że Marek Migalski przebywając w parlamencie europejskim nie posługuje się podobnym poczuciem humoru, ponieważ byłby to wstyd nie tylko dla niego samego ale także dla Polski. Takie powiedzenie jest niegodne osoby publicznej, a już w szczególności osoby, która zasiada w parlamencie europejskim. Dla mnie poseł Węgrzyn ze swoim żartem to nic w porównaniu do tego co wyprawia na swoim blogu Marek Migalski. Szczęście w nieszczęściu dla autora, że zapewne ten głupi tekst przeczyta garstka osób w porównaniu do nagłośnionej wypowiedzi telewizyjnej posła Węgrzyna.
A co do samego tematu wpisu europosła Migalskiego, fajnie się czyta bijącą od Pana Marka zazdrość. Widać, że jest rozgoryczony. W końcu okazało się, że w PiSie pozostały jeszcze osoby posiadające PRowski zmysł, które potrafią swoje umiejętności wykorzystywać w praktyce. Patrząc na zainteresowanie, posunięcie z blogiem było strzałem w dziesiątkę. A Pan Migalski gryzie się teraz sam ze sobą i próbuje zrozumieć, jak to przyszło, że on na to nie wpadł podczas kampanii prezydenckiej.